Nacjonalizm wiadomo czym jest!

Dla tych co mają Facebooka pod tym→ adresem znajdą oni cytowany wpis.

Jako że mamy dziś rocznicę śmierci Romana Dmowskiego, wypadałoby przypomnieć, że nacjonalizm __rwą jest. Wniosek ten nasuwa się nieodparcie nawet wówczas, gdy nie zredukujemy go (nacjonalizmu) do łysych łbów, pałkarstwa i krematoriów, przyjmując definicję naukową, według której nacjonalizm oznacza przekonanie o prymacie narodu w hierarchii wartości doczesnych.
Rzecz w tym, że za nacjonalizmem nie stoją żadne rzeczowe racje, tylko subiektywne stany emocjonalne nacjonalistów. Dlatego każdą dyskusję ideową z nacjonalistą należy zaczynać od postawienia banalnego pytania: “Dlaczego naród jest taki ważny?” – i drążyć ku pognębieniu troglodyty: “No dalej, KURWO, dlaczego?! Skąd bierze się wartość tego, w imię czego żądasz od innych przymusowych ofiar z ich własności i życia?! ODPOWIADAJ!”.

Nieco bardziej oczytany nacjonaluch zacznie w tym momencie bąkać coś o “nędzy liberalizmu” i “atomistycznym indywidualizmie”, który ogołaca człowieka z jego “naturalnej wspólnotowości”. Tu pojawiają się jednak co najmniej dwa problemy. Po pierwsze, skoro ten indywidualizm jest taki nędzny, a wspólnota taka dobra i naturalna (z tym ostatnim się zgadzam), to dziwnym byłoby, gdyby wolni ludzie nie wybierali przynależności do niej dobrowolnie. Fakt, że nacjonalizm uzasadnia przemoc i jest przy jej użyciu (przede wszystkim za pomocą państwowego systemu edukacyjnego) narzucany, wiele mówi o jego istocie i o tym, jaki to on “naturalny”.

Po drugie, odwołanie się do argumentów filozofii komunitarystycznej (zwykły to robić polskie oczytane nacjonaluchy takie jak dr Wierzejski i maturzysta Bosak) uzasadnia wartość życia wspólnotowego, ale niekoniecznie wspólnoty narodowej. Stąd też problem uzasadnienia nacjonalizmu pozostaje nierozwiązany. Komunitaryzmem można w najlepszym razie uzasadnić patriotyzm – ale jak wyprowadzić z niego pogląd, że uczucia patriotyczne powinny mieć priorytet wobec uczuć rodzinnych czy nawet, powiedzmy, klubu golfowego (a to jest właśnie nacjonalizm)? Tego się nie da uzasadnić – nacjonaluch po prostu “tak czuje”. Branie swoich subiektywnych odczuć za obiektywne prawa etyki i przymusowe organizowanie innym życia według nich umiejscawia go na poziomie umysłowym rozkapryszonego kilkulatka, dla którego “dobry” jest ten, kto mu kadzi i daje cukierki, “zły” zaś ten, kto każe mu powściągać swoje zachcianki i dostosowywać się do porządku społecznego. Dzięki tym “złym” dziecko przekracza z czasem swój moralny solipsyzm i staje się pełnowartościowym członkiem zbiorowości. Nacjonalista nigdy nie pokonuje tego etapu: pozostaje do swojej śmierci przerośniętym, agresywnym, rozwydrzonym bachorem, z uporem maniaka prowadzącym swoją histeryczną rewoltę przeciwko rozumowi i społeczeństwu. Jej ofiary liczą się, tak jak ofiary komunizmu, w setkach milionów. Czas skończyć z tym szaleństwem.

Na zdjęciu: wybitny obrońca Okcydentu i pogromca nacjozjebów Erik von Kuehnelt-Leddihn i jego znakomita książka, w której demaskuje nacjonalistyczne zbrodnie i fałszywe pretensje do dziedzictwa naszej cywilizacji.


Co ciekawsze i mądrzejsze (moim zdaniem) komentarze:

Tymoteusz BarańskiFajny i zbornie napisany trolling, ale von Kuehnelt-Leddihn płakałby rzewnymi łzami, gdyby czytał sprowadzenie tej książki do tak infantylnej konstatacji. Jego krytyka nacjonalizmu nie sprowadza się do antytradycjonalistycznego i wulgarnego indywidualizmu, tylko polega na postrzeganiu nacjonalizmu jako rewolucyjnej próby budowy “sztucznej wspólnoty ludzi równych” w opozycji do wspólnot przednowoczesnych opartych na dawnym porządku. Also nie komunitaryzm, tylko kolektywizm jeśli już używać nomenklatury z tego dziełka.

Patryk Kifrynskihttp://twx.bloog.pl/id,5580880,title,Manipulacja… Mało osób zdaje sobie sprawę z zapaści semantycznej, jaką nam nasi okupanci zafundowali po wojnie. Dziś nacjonalizm jest stereotypem negatywnym. Jak to wyglądało przed wojną? Przed wojną w obiegu funkcjonowały trzy słowa do opisu uczuć do narodu i państwa:

1. Patriotyzm – miłość do własnego kraju.
Nie trzeba było być Polakiem, by być patriotą. Byli np. Żydzi patrioci Polski albo Niemiec (np. Einstein), czy też Polacy patrioci C.K. Austrii. Patriotów Unii Europejskiej jeszcze nie spotkałem.
2. Nacjonalizm – miłość do własnego narodu.
O tym Polacy powinni doskonale wiedzieć, gdyż przez 124 lata nie mieliśmy własnego państwa, a naród przetrwał, na dodatek się bardzo rozwijał. Również Żydzi nie mieli własnego państwa przez 2 tysiące lat, a przetrwali jako naród. Podobnie Grecy. Obecnie Kurdowie nie mają własnego państwa. Nie trzeba było być patriotą, by kochać swój naród.
3. Szowinizm – skrajna, wypaczona wersja nacjonalizmu, stawiająca swoją nację ponad innymi i gardząca innymi narodami.

Tutaj jasny przykład to szowinizm niemiecki vel hitlerowski, który tępił Żydów oraz narody słowiańskie, nazywający te narody podludźmi, zaś german nadludźmi.

Inny komentarz:
Jedną z największych tragedii w dziejach ludzkości i kulą w serce Okcydentu było wynalezienie państw narodowych. Oby gnidy za to odpowiedzialne (w tym przede wszystkim Robespierre) smażyły się w Piekle, o ile oczywiście ono jest. Niestety, kijem nie da się zawrócić Rubikonu, więc możemy co najwyżej pomstować na to, że stało się to, co się stało. I zwalczać wykwity narodowego podejścia do rzeczywistości nie łudząc się co do tego, że uda się zwalczyć nacjonalizm jako pewne zjawisko.
….

oraz kolejny komentarz:

Są narodowcy, którzy nie pasują do poniższego schematu. I jest ich mniejszość. Szkoda tych kilku porządnych chłopaków, którzy usiłują z tego ruchu wykręcić coś pożytecznego. Póki co, jest jak jest. I bekę ze zdecydowanej większości kadr, działaczy i sympatyków współczesnego polskiego nacjonalizmu można toczyć na kilku płaszczyznach. Poniższe trzy punkty to dopiero preludium.

1. Zaściankowość. Ale taka autentyczna, nie wydumana przez załogę z Czerskiej. Typowy polski nacjonalista jeżeli już czyta jakieś książki, to tylko takie z bardzo krótkiej listy. Ta lista to oczywiście historia polskiego ruchu narodowego. Po jakimś czasie taki osobnik staje się ekspertem właśnie w tej działce. Zna każdego nacjonalistę, każdy magazyn narodowy, każdy postulat. Wie, kto pił wódkę z Dmowskim, kto dał w mordę Piaseckiemu i co na śniadanie zwykł jadać Rybarski. Czyli wie dosłownie wszystko o zupełnie niczym. Niby fajnie, ale Wielka Gra już jest zdjęta z anteny i sens przeczytania wszystkiego z dziedziny, która ma dość luźny związek z obecnymi realiami świata, jest przez to trochę bez sensu. To zaściankowe oczytanie, przypominające wiedzę o telenoweli „Klan”, praktycznie zawsze idzie w parze z totalną niewiedzą o wszystkim innym, co nie jest historią ruchu narodowego. Potem rodzą się takie kwiatki jak uznanie dla prof. Kieżuna i tęsknota za państwem gospodarczo zbudowanym jak PRL. A są i bardziej rakotwórcze przypadki.

2. Prymitywizm. To akurat widać od razu. Bo po mordach. Typowy polski nacjonalista to Seba z osiedla, który kocha swój klub piłkarski, miłość wyrażając darciem ryja na meczu. Nie ma się rzecz jasna czemu dziwić. Żyjemy bowiem w kraju przeoranym przez walec ze wschodu, z wykorzenionymi masami i krótko po wielkich migracjach. Chłopi pańszczyźniani zupełnie niedawno wygnani z czworaków do blokowisk muszą coś wyznawać. Futbol i nacjonalizm pasują do tego idealnie. Piłka jest okrągła a idee są dwie. Kosztem tego, że większość nacjonalistów to właśnie takie Seby, jest zupełne spłycenie narodowego przekazu. W międzywojennej Polsce też większość obywateli (i co za tym idzie, większość narodowców) z trudem liczyła do dwudziestu. Zupełnie tak jak dzisiaj. Ale jednocześnie była jakaś elita. W ruchu narodowym tamtych lat też. Teraz za to mamy Sebów, ale nie mamy już Heydlów.

3. Życiowe przegraństwo. Ładnie nazwane „byciem przedstawicielem grupy wykluczonej społecznie”. To akurat mocno wiąże się z poprzednim punktem. Jeśli mieszkasz w Koszalinie i możesz co najwyżej zapłodnić Karynę (dla Narodu), zarobić 1500zł w Biedrze u portugalskiego neoliberała i w sobotę iść na mecz, to prawie na pewno będziesz nacjolem. Jakoś trzeba sobie powetować zmarnowany los. Winni są oczywiście wszyscy. Ale nigdy winien nie jest narodowiec, choćby i siedział na dupie po całych dniach i nic nie robił konstruktywnego ze swoim życiem. No ale jakoś musi sam sobie udowodnić, że to nie jego wina, że Karyna nie ma na mleko dla dziecka. Podpina się więc pod ideę Wielkiej Polski, która na pewno będzie, wystarczy tylko jeszcze więcej piro zrobić na meczu, zalajkować jeszcze kilka profili fejsbukowych ze zdjęciami Inki i od tego na pewno wyrośnie nam Polska od morza do morza.