Trochę potułałem się na emigracji zanim ukończyłem studia i doszedłem do zarządzania małymi przedsięwzięciami. Mnóstwo intensywnych, jakże często smutnych wspomnień.
Holandia, 2004 rok zaraz po akcesji w UE.
Szukaliśmy od rana dom po domu pracy, po prostu pukając do drzwi i pytając holenderskich rolników o jakąkolwiek pracę. Była 8 rano. Raz po raz jakiś gospodarz otwierając zagaił po angielsku “Polacy? Nie dość, że wasi rodacy obudzili mnie o 7, to jeszcze jesteście dziesiątą grupą pytającą o to samo”. W końcu znaleźliśmy. Ciężka praca na plantacji jabłek i gruszek, po 14, 16 godzin. 3 miesiące, bez dni wolnych. We wrześniu start ok. 5 rano. Nad ranem przymrozki, surowy klimat Morza Północnego, jabłka zamarznięte niczym kule śniegowe. Pilnowano nas byśmy nie robili przestojów. Gdy tylko można było, ogrzewanie rąk o rurę wydechową ciągnika.. cokolwiek. W końcu odmrożone palce, ryzyko amputacji. Do dziś ich końce są lekko czerwone, podatne na temperaturę, mało w nich czucia zostało. Myśl o kupnie komputera, fajnych ubrań i prezencie dla Matki dodawała siły.
Pamiętam cały region wypełniony Polakami. Pracującymi niewolniczo. Niektórzy, tak jak my, za 7 euro/h. Nieźle. Inni za 4 euro. Już gorzej. Bez dni przerw. Niektórzy byli tam już po pół roku, inni rok. Zaoszczędzone pieniądze wysyłali do domów. Spali w namiotach, w wykopanych leśnych ziemiankach po niemieckiej stronie granicy (w Holandii zakaz dzikich noclegów i brak lasów). Wszyscy pili. Panowało skundlenie. Poczucie bycia kimś gorszym niż lokalni. Ludziom odpierdalało z przepracowania i z monotonii. Obozy Polaków podzielone, toczące wojny podjazdowe, robiące sobie najgorsze świństwa. W nocy dało się usłyszeć szloch młodych chłopców po 18 lat, podświetlali sobie latarkami zdjęcia rodziców, lub dziewczyn zostawionych w Polsce, gdy myśleli że reszta już śpi. Spaliśmy przez 2 miesiące w ciasnym pomieszczeniu zrobionym ze ścian z dykty. W magazynie-chłodni. 14 osób w malutkim pokoju, leżeliśmy karimata w karimatę, śpiwór w śpiwór. Z uchodźcami z Czeczenii. I my. Polacy. Wielu bardzo szybko podłapało syndrom niewolnika. Totalne poddaństwo wobec pracodawcy. Z rozrywek tylko wódka. Bójki. Kłótnie. W niedzielę nowi znajomi zabrali mnie “na imprezę” po niemieckiej stronie granicy. Był to parking na którym w samochodach mieszkali Polacy. Niektórzy w polonezach. Po 6, 9, 12 miesięcy.
Czego nie przepili to wysyłali do domów. Wielu postradało rozum od samotności, frustracji, pracy i wódki. Libacje, bójki, czasem jak słyszałem ktoś zginął. Niemiecka policja nigdy tam nie zajeżdżała, mieli gdzieś to imigracyjne wschodnioeuropejskie getto przy autostradzie.
Szwecja 2006.
Prom Świnoujście-Ystad linie Polferries. Kontenerowce przerobione na promy pasażerskie. Polacy i Szwedzi. Szwedzi w kajutach. Weseli, bogaci, spędzali czas w barze, w kinie, w kasynie.
I setki Polaków. Bez kajut. Śpiący na korytarzach, w kotłowni gdzie był zakaz wstępu, na schodach. Matki z małymi dziećmi śpiące na korytarzach. Nie cyganie. Polki. Pijani Szwedzi pozujący na tym tle. Robiący sobie zdjęcia z tłem Polaków śpiących na podłodze. Tak jak się robi głupie foty w ZOO na tle makaków.
I Szwecja. Znów to samo. Noclegi pod namiotami. Żywność – pasztety i paprykarze z puszek, z chlebem. Jeżdżenie od wioski do wioski. Pukanie do drzwi. “We are students from Poland, we can do everything, every kind of job, please call us if you need anything”
I znów to samo “jesteście ósmymi Polakami szukającymi dziś pracy! Dajcie mi spokój”.
Co ciekawe, często w tych domach miejscowych rolników były ładne, zadbane, 30letnie Polki. W roli importowanych ze Szczecina, Koszalina i okolic żon, kur domowych..
Pierwsza praca znaleziona. Wyrywanie chwastów na plantacji
buraków. Ostre osty gęsto porastające pole, poranione, bolące dłonie. A obok ferma świń. Cuchnie jak w wychodku szatana. Gospodarz obiecał: miejsce na nocleg, wyżywienie, prysznic.
Okazał się niezłym zgrywusem. Nocleg – gruzowisko obok fermy świń. Spaliśmy u sąsiada pod czereśnią, tam chociaż nie śmierdziało. Wyżywienie – chłop zwoził przeterminowane pieczywo z okolicznych piekarni, gdzie taka prasa zgniatała to na potrzeby świń. Kazał nam z tego dołu sobie coś wybrać.. Z trudem powstrzymałem kumpla przed spuszczeniem mu wpierdolu. Wizja spędzenia wakacji w szwedzkim pierdlu zamiast zarobienia na wydatki – kiepska. Oczywiście nie muszę chyba dodawać, że zrezygnowaliśmy z tej “kolacji”. Co z tym prysznicem, zapytałem. Przyniósł skurwiel ręczny spryskiwacz na pestycydy do roślin. Mówi – wymyjcie, jeden niech pryska wodą, drugi się myje. I znów musiałem powstrzymywać kolegę, utalentowanego zapaśnika, przed spuszczeniem mu wpierdolu. Pieniądze nam się kończą, musimy szukać dalej, jeszcze tylko jutro, zgarniemy kasę i spadamy dalej. Po kolejnym dniu pracy oznajmiliśmy że to koniec. Dawaj wypłatę i jedziemy. Szwed, świński blondyn, zaczął ściemniać, że wypłata to raz w miesiącu i że nam wyśle. Mówię mu, masz godzinę na wypłatę, inaczej przebijemy ci wszystkie opony w nowym john deere (ciągnik warty tyle co lamborghini), spalimy chlew a świnie będziesz sobie szukał stąd aż do Ystad. Pomogło. Wypłacił od razu.
Potem pracowaliśmy na czarno na budowie kanału Malmoe – Kopenhaga pod Morzem Czarnym.
Dania 2007.
Plantacje truskawek. Polacy, Litwini i Kurdowie. Polaków traktowano
najgorzej. Litwinów też próbowano, ale po 1szym dniu gdy Duńczyk zeszmacił jednego z nich, reszta solidarnie opuściła pole. Polacy odwrotnie. Zero reakcji gdy jednemu z nich działa się niesprawiedliwość. Byłem tam renegatem. Trzymałem się z …. Kurdami. Zabierali mnie z sobą autami, odwozili na pole namiotowe. Częstowali tym co ugotowały im ich kobiety. Fanatycznie muzułmańscy, nieobliczalni, kłótnie często kończyły się wymachiwaniem nożami. Polacy… wożeni na pola furgonetkami do przewozu świń. Auta wypełnione do granic. Ścisk, ukrop, ciemno, nic nie widać. Auto co chwile skacze po wybojach, skaczą i Polacy w środku. Ja za nimi z Kurdami autem. Przykro, serce płacze. Duńczyk opłacał jakiegoś pseudokucharza, który gotował nam podrzędne jedzenie, potrącając za to z wypłat spore sumy. Nie dało się inaczej, pracy było tyle że brak czasu na zakupy czy samodzielne wyżywienie. Gdy szef dla żartu mieszał gotujące się kartofle szczotką do czyszczenia kibla opierdoliłem go i powiedziałem że odtąd nie jem tego syfu. Reszta Polaków …. piekielnie na mnie wściekła. Boją się, że przeze mnie stracą pracę, albo wyżywienie, że wrócą do Polski a ich rodziny nie będą miały co jeść. Pełna desperacja. Jeden, były zomowiec z Kielc a potem snajper w Bośni, stary wredny ch*j grozi że mnie w nocy ukatrupi i zakopie pod stodołą za wychylanie się. Litwini traktowani dość godnie odkąd szefu zobaczył że trzymają się razem. Kurdowie najgodniej, Duńczyk wyraźnie się ich obawia, nadskakuje im.
Koniec sezonu. I wyjazd do Kopenhagi. 3 tygodnie szukania pracy. Nocowanie u przypadkowo poznanych polskich budowlańców. A czasem w parku na przedmieściach, dopóki nie znalazłem pracy przez agencję. W agencji niezłe jaja. Chętnych do pracy o wiele więcej niż pracy. Murzyni, Chińczycy, mnóstwo Polek i Polaków. Studentki z Łodzi sypiające z obrzydliwym Duńczykiem śniadej karnacji o chropowatej, dziurawej jak po ospie paskudnej twarzy w zamian za pracę. Dostały ją. Szorowanie kibli na stadionie FC Kopenhaga 100 koron/godzinę.
Znalazłem pracę na muzułmańskich przedmieściach. Mieszkałem w muzułmańskiej dzielnicy Norrebro. Ciekawe obserwacje. Raz w nocnym spotykam zakrwawionego blond nastolatka. Pytam się, co mu jest. A on że nic takiego. Że jest ostatnim białym na podwórku i że codziennie musi się bić. Dziarsko mówi, że się nie da. Pyta czy w Polsce są murzyni. Ja na to, że prawie nie ma. On na to, że jak się dorobi to wyjedzie do Polski.
Pierwsza mała stabilizacja. Praca – nocny rozładunek tirów. Piekielnie ciężka. Nadzorcy pilnują by wszystko szło bardzo szybko. Pracujesz jak robot, w pocie czoła. Codziennie komuś siada kręgosłup, rotacja w pracy ogromna. Pakunki bardzo ciężkie. Np. części do silników czołgów. Wszystko dźwigasz ręcznie a jak nie dajesz rady wołasz kolegę i tak dźwigasz. Przynajmniej weekendy wolne, stawki wysokie – 60 zł/h. Za dnia zwiedzanie pięknego miasta, siłownia, do której po drodze 2 burdele. Klientela egzotyczna. Mężczyźni w turbanach, Arabowie, Sikhowie… któregoś razu przechodząc znów obok uchylają się drzwi i widzę, słyszę gromadę dziewcząt, “pracownic”. Zaraz zaraz…. brzmi znajomo… kurwa, wszystkie mówią po polsku. Kolejny cios w dumę patrioty. Serce Ci krwawi po raz tysięczny. Myślisz sobie, naród umęczony… gdybym miał jakąkolwiek szansę żeby zmienić coś na lepsze… żeby tak nie musiało się dziać z naszym narodem.. totalna poniewierka, skurwienie…niewolnictwo.. wyzucie z godności. W takiej chwili marzysz o władzy i o byciu politykiem.
Wszystko to zaledwie cząstki moich doświadczeń, obserwacji, przeżyć. Bardzo żywe cząstki. I teraz ktoś, kto miał wszelkie narzędzia, żeby ulżyć swojemu narodowi, 7 lat na to, pełnię władzy..
“TERAZ TO KURWA 7 ZŁOTYCH ZA PALIWO MOŻE BYĆ BUEHEHEHE”
A miliony poniewierają się dalej. Tysiące popełniają samobójstwa. Burdele zachodnie wypełnione Polkami, farmy Polakami. Na Pekaesie każdego dnia do Londynu odjeżdża autokar wypełniony po brzegi. Dramatyczny niż demograficzny. Ludzie nie mają siły, ani czasu użerając się z codziennością na opiekowanie się małymi dziećmi. Miasta jak Bytom, Sosnowiec, Łódź, Wałbrzych. Szczęściarze mający pracę za 1400/m-c na rękę. Bieda rodzi patologię. Skłócony, skundlony, odarty z marzeń o normalności Naród, myślący że przy tych cenach 3000/m-c i kredyt na ciasne mieszkanko którego metraż zniechęca do płodzenia dzieci – są sukcesem. Że wakacje w Grecji raz w roku, plazma na ścianie, ajfon w kieszeni to światowe życie.
Oni widzą skansen, my widzimy krainę rodzącą najlepszych programistów, najodważniejszych żołnierzy, najpiękniejsze dziewczyny. Z wielką historią. Dawną, zapomnianą dumą. Z pięknymi lasami, górami i ukochanym Bałtykiem.
Kurwa… jak ktoś ukradnie telefon trafia do aresztu. Minimum 3 miesiące. Co powinno się zrobić politykom którzy mogąc bardzo wiele, nie robią nic dobrego, a jedynie handlują własnym narodem i jego marnym dobytkiem, okradając nie jeden telefon a 10 milionów mieszkań 40 milionów ludzi..?
drago